Afera goniąca aferę nie przeszkadza Markowi Zuckerbergowi w gromadzeniu coraz większej władzy. Zagrożenie widzą już nawet jego założyciele.
Chris Hughes zna Facebooka od podszewki. Jest jednym z jego ojców założycieli. Choć, jak sam przyznaje, nie pracuje w firmie już od dekady, czuje się odpowiedzialny za medium, które pomógł stworzyć. Jest wściekły, patrząc na to, co z niego wyrosło. Jego długi artykuł w New York Timesie to odezwa ojca, który wychował potwora i który chce pomóc go powalić.
Zbyt duży i zbyt potężny, żeby kierowała nim jedna osoba
Odkąd opinia publiczna dowiedziała się o Cambridge Ananlytica wiarygodność największego na świecie medium społecznościowego spadła niemal do zera. Od tego czasu afera goni aferę. Hughes bezwzględnie punktuje wszystkie ostatnie wpadki od ospałej reakcji serwisu na działanie rosyjskich trolli po nieradzenie sobie z fake newsami. Od ostatniego roku każdy dłuższy okres bez złych wiadomości na temat Facebooka wydaje się tylko ciszą przed burzą. Nawet najwięksi zwolennicy serwisu przyznają, że ma on wady i to poważne. Jest zbyt duży. Jest zbyt potężny. Szczególnie jak na to, że de facto kieruje nim jeden człowiek.
Mark Zuckerberg jest znany z tego, że lubi sprawować ścisłą i personalną kontrolę nad tym, co dzieje się na jego platformach. Hughes potwierdza niejako, że to właśnie niezgoda na jego ciągły nadzór przyczyniła się do tego, że dwóch założycieli Instagrama odeszło w zeszłym roku z platformy szukać szczęścia (i milionów) gdzie indziej. Dodaje jednak, że zarząd, w którym Zuckerberg posiada 60 proc. głosów, nie pełni funkcji kontrolnej w stosunku do CEO firmy. Jest najwyżej jego ciałem doradczym, które ma bardzo ograniczony wpływ na podejmowane przez swojego szefa decyzje. A to rodzi problemy.
Hughes w swojej opowieści uczłowiecza Marka Zuckerberga, próbując go przedstawić jako napędzanego niegasnącym ogniem ambicji sprawnego przedsiębiorcę. Podkreśla jednak, że żaden człowiek, nawet Mark, nie powinien mieć tak dużego wypływu na życie tak wielu ludzi.
CEO Facebooka zarządza nie tylko swoją flagową platformą, która jest największym medium społecznościowym świata, ale także jednym z najpopularniejszych na świecie komunikatorów i szalenie popularnym Instagramem. Życie w sieci toczy się w dużej mierze po torach wyznaczonych właśnie przez niego, a ich arbitralnie nakreślony kształt może budzić niepokój.
Facebook zagraża demokracji
Według Hughesa nadszedł czasy, by politycy przestali zachwycać się niesamowitym rozwojem Facebooka, a zaczęli patrzeć na niego krytycznie. Zeszłoroczne przesłuchania Marka Zuckerberga w senacie obnażyły nieprzygotowanie polityków i ich braki w wiedzy, a nie nieetyczne działania firmy. Żadne poważne zarzuty nie padły. Przesłuchanie okazało się kapiszonem.
Hughes odwołując się do historii burzenia monopoli w Stanów Zjednoczonych, nawołuje do rozdzielenia Facebooka. Jego dominująca pozycja jest tak samo szkodliwa dla całego rynku, jak niepodważalna.
Według wyliczeń Hughesa Facebook kontroluje 80 proc. przychodów płynących z mediów społecznościowych na świecie, ale pieniądze są tylko częścią jego potęgi. Kreując algorytmy decydujące o tym, co zobaczymy na ekranach smartfonów czy komputerów, Mark Zuckerberg sprawuje nie tylko władzę nad rzędem liczb w swoich księgach, ale też rządem dusz.
Facebook wykańcza konkurencję
Założyciel Facebooka mówi jasno – firma jest monopolem i jako taki nadużywa swojej władzy, agresywnie i aktywnie zwalczając konkurencję.
Na to ma kilka strategii. Wykupuje ją, jak WhatsAppa lub Instagram. Kopiuje jej rozwiązania, jak robi to ze Snapchatem. Utrudnia jej życie, jak tylko może i minimalizuje działanie jak w wypadku Vine. To nie są strategię dobre dla rozwoju rynku. To najkrótsza droga do tego, by zapewnić Facebookowi pełną dominację tak długo, jak będzie to możliwe. Koszty monopolu ponoszą zaś użytkownicy. To brak alternatywy, brak nowych rozwiązań, spowolnienie innowacyjności.
Problemem jest także sam model biznesowy Facebooka. Darmowy z pozoru czyni nas wszystkich swoim produktem. Za usługi płacimy danymi i czasem, który poświęcamy na oglądanie reklam. Specjaliści w swojej dziedzinie pracują nad tym, by aplikacje firmy były jak najbardziej angażujące, a nasza uwaga przykuta do nich jak najdłużej.
Przeciętny użytkownik ma oczywiście wolny wybór, ale nie toczy równej walki. Po drugiej stronie stoją dobrze opłacani specjaliści, którzy zrobią wiele, by uzależnić go od swojego produktu.
Politycy powinni rozbić Facebooka
Hughes nawołuje amerykańskich polityków do rozbicia dominacji Facebooka przy pomocy przepisów antymonopolowych. Federalna Komisja Handlu powinna cofnąć pozyskanie przez firmę Instagrama i WhatsAppa i upewnić się, że firma nie będzie mogła w ciągu kilku najbliższych lat kupić podobnych aplikacji. To dokładna odwrotność tego, co chce zrobić sam Mark Zuckerberg, integrując mocniej trzy firmy. Hughes sugeruje, że ten ruch może mieć na celu uprzedzenie decyzji FTC i utrudnienie jej realizacji.
Założyciel Facebooka zaleca ponadto powołanie nowej agencji, która nadzorowałaby działania firm technologicznych. Jej najważniejszym zadaniem byłaby ochrona prywatności użytkowników i określanie tego, co można, a czego nie można napisać w internecie. I choć zdaje sobie sprawę z tego, że brzmi to jak cenzura, to takie reguły i tak istnieją i istnieć będą. Pytaniem pozostaje to, kto wolimy, żeby je ustalał – politycy czy Mark Zuckerberg?
Źródło: spidersweb.pl